Obserwatorzy

wtorek, 31 lipca 2012

Essence, My Skin, Chłodzacy zel pod oczy


Produkt ten jest nowością na polskim rynku i używam go zaledwie od kilku dni, dlatego nie traktujcie tego wpisu jak recenzji. Nie mniej, kosmetyk ten jest mało skomplikowany i myślę, że niczym mnie nie zaskoczy  w trakcie dalszego użytkowania.

Promocyjna cena z Super-pharm to 11,47 zł  za 15 ml :-)


Essence, Chłodzący żel pod oczy

Szybko uelastycznia i intensywnie nawilża okolice oczu. Zawiera ekstrakt z ogórka, redukuje obrzęki i pierwsze oznaki zmęczenia.

Sposób użycia: Delikatnie rozprowadzić żel pod oczami za pomocą aplikatora roll-on.
Do stosowania także pod makijaż. 

Testowany dermatologicznie i oftalmologicznie. Przeznaczony także do wrażliwej skóry.


Skład został zaklejony polskim tłumaczeniem, więc w drogerii czekają nas raczej zakupy w ciemno...


Kosmetyk jest ważny 6 miesięcy od otwarcia. Produkcja odbywa się w Polsce :-)


Skład bardzo prosty. Nie wiem, czy w takich żelach standardem jest guma ksantanowa, bo produkt prawdopodobnie właśnie przez ten składnik się lepi i tym samym nie nadaje pod makijaż, bo rolowanie gwarantowane. Przynajmniej u mnie był taki efekt, kiedy podjęłam próby. Szkoda...


Kosmetyk jest bardzo przyjemny w użyciu. Metalowa kulka ładnie chłodzi, a żel daje fajne uczucie ukojenia. Nie można ściskać zbyt mocno tubki, bo wtedy wydobywa się zbyt duża ilość żelu. Myślę, że jest to przyjemny gadżet, który fajnie odświeża okolice oczu i nic poza tym. W działaniu nie będzie zapewne żadnych zmian. Nie zauważyłam wysuszania. Używam też na powieki i nic mnie nie podrażnia. Nie żałuję tego zakupu, ale prawdopodobnie już więcej go nie kupię.


Mając porównanie do żeli z Flos-leku ten jest przyjemniejszy ze względu na bezproblemową aplikację i jednocześnie delikatny masaż przy pomocy kulki. Trzymam go w lodówce i aplikuję kilka razy dziennie, kiedy akurat jestem w domu. Na noc stawiam na coś bardziej odżywczego.

A Wy skusiłyście się na jakieś nowości z serii pielęgnacyjnej Essence?

poniedziałek, 30 lipca 2012

Global Cosmed, APART NATURAL - preBIOtic, Zel pod prysznic

Do tej recenzji podchodziłam trochę jak pies do jeża ;-) Żel pod prysznic stanowi ważny punkt w mojej codziennej higienie. Pominę fakt, że prysznica nie posiadam ;-) Ale to nie jest problem. Uwielbiam testować nowe żele po prysznic i rzadko, kiedy wracam do produktu, który już miałam. Rynek żeli pod prysznic jest tak zróżnicowany i często pojawiają się nowości, więc stale można kupować coś innego. Aktualnie mam w użyciu dokładnie dziesięć żeli pod prysznic ;-) Dla niektórych przesada, a ja po prostu lubię różnorodność. Przy obecnych upałach każdego dnia czasami po kilka razy mam możliwość zastosowania innego żelu. Lubię takie urozmaicenia! Dzięki uprzejmości firmy Global Cosmed Group oraz portalowi Uroda i Zdrowie miałam możliwość wypróbowania żeli pod prysznic marki Apart z serii Natural preBIOtic :-) Ufff, powoli dobijam dna tych dużych opakowań...

    
Hipoalergiczny żel pod prysznic
Apart Natural zawiera naturalne prebiotyki, które odbudowują i wzmacniają korzystną dla człowieka florę bakteryjną. Wspomaga ona ochronę skóry przed chorobotwórczymi mikroorganizmami, podrażnieniami, starzeniem oraz utratą wilgoci.

Wszystkie żele charakteryzuje dobra jakość, niebanalne zapachy i właściwości nawilżające!

Każdy żel pachnie zupełnie inaczej, ale działanie pielęgnacyjne mają takie samo. Żele nie wysuszają skóry, a wręcz ją nawilżają. Moja skóra jest normalna i po prysznicu nie potrzebuję balsamu, jednak zdarzają się żele wysuszające. Tutaj nic takiego nie miało miejsca, co jest dla mnie satysfakcjonujące. Poziom oczyszczania oraz uczucie odświeżenia także mi odpowiada, ale nie mam pod tym względem dużych wymagań. Żel pod prysznic ma po prostu myć, ładnie pachnieć i nie wysuszać skóry. Nie zaobserwowałam jakiejś ogromnej przemiany mojej skóry. Jest w dobrym stanie, ale nie sądzę, żeby to była zasługa żeli pod prysznic. Nie mniej, cieszę się, jeśli wpływają dobroczynnie na skórę.

Żele bardzo ładnie i ciekawie pachną, ale wszystkie łączy jedna charakterystyczna nuta, która jest dość ostra i trochę przypomina mi jakiś męski zapach. Żałuję, że zapachy nie utrzymują się długo na skórze... Co ciekawe w łazience ładny zapach utrzymuje się przez kilka godzin. Aromaterapia ;-)
Konsystencja jest dość gęsta i kremowa o białym kolorze. Żele nie pienią się zbyt mocno, jednak dość wygodnie się je rozprowadza na skórze. Są wydajne w stosunku do niskiej ceny i dużej pojemności. Opakowanie plastikowe jest wygodne w użyciu i patrząc pod światło widzimy jeszcze ile żelu pozostało w butelce. Pod koniec dobrze jest odwrócić butelkę do góry nogami.




APART NATURAL-PREBIOTIC, Żel pod prysznic, Algi i goij


Algi morskie z uwagi na bogactwo mikroelementów, białek, aminokwasów i witamin działają antyrodnikowo, wspomagają proces regeneracji i odnowy skóry, pobudzają syntezę kolagenu oraz nawilżają. Ekstrakt z tybetańskiego „superowocu” goji rewitalizuje oraz zapobiega starzeniu się skóry, która jest narażona na szkodliwe działanie wolnych rodników. Jagody Goji odżywiają i regenerują naskórek, gdyż zawierają proteiny, aminokwasy, minerały oraz witaminy: B1, B2, B6, C, E. Mleczko owsiane nawilża i odżywia skórę. Pochodna masła Murumuru chroni warstwę hydrolipidową naskórka.


Z całej serii ten żel pod prysznic przypadł mi najbardziej do gustu. Głównie ze względu na piękny i intensywny zapach, który jest dla  mnie bardzo odświeżający. Nie wiem, jak go określić, ale chyba najbardziej do Waszej wyobraźni trafi moje skojarzenie z bryzą morską. Ale nie jest to zapach sztucznego odświeżacza powietrza ;-)



APART NATURAL-PREBIOTIC, Żel pod prysznic, Jedwab i noni


Proteiny jedwabiu tworzą ochronną warstwę, broniącą skórę przed niepożądanym wpływem środowiska zewnętrznego oraz utrzymują wysoki poziom wilgoci. Noni zapobiega cellulitowi oraz starzeniu się skóry oraz pomaga naprawić mikrouszkodzenia naskórka. Stymuluje podział komórek oraz zwiększa poziom ich dotlenienia, dzięki czemu skóra staje się bardziej jędrna. Chroni naskórek przed szkodliwym działaniem środowiska zewnętrznego. Mleczko owsiane nawilża i odżywia skórę. Pochodna masła Murumuru chroni warstwę hydrolipidową naskórka.

Produkt nagrodzony: NAJ KOSMETYK 2011


Ta wersja zapachowa także przypadła mi do gustu, jednak jest to już cięższy zapach, z którego wybija się jakaś kwiatowa nuta. Mam wrażenie, że ten zapach się rozwija... Trudno go opisać, ale na pewno jest niebanalny i raczej rzadko spotykany.



APART NATURAL-PREBIOTIC, Żel pod prysznic, Figa i irys


Figa zapewnia długotrwale nawilża i odżywia skórę. Dzięki witaminie C stymulującej produkcję kolagenu, posiada właściwości przeciwstarzeniowe. Irys pobudza metabolizm regeneracji komórek skóry przez co jest doskonałym środkiem wygładzającym i ujędrniającym. Hamuje działanie enzymów odpowiedzialnych za rozkład cząsteczek kolagenu i elastyny, uelastycznia skórę. Pochodna masła Murumuru chroni warstwę hydrolipidową naskórka.


Zapach jest dość delikatny i chyba najmniej wyczuwalny z całej czwórki. To połączenie kwiatowo-owocowej nuty. Przyjemniaczek, ale bez zachwytów :-)



APART NATURAL-PREBIOTIC, Żel pod prysznic, Oliwka i buriti


Oliwka natłuszcza i zapobiega nadmiernej utracie wody, zmiękcza i uelastycznia naskórek. Wygładza oraz wzmacnia lipidowe bariery ochronne naskórka. Tworzy na skórze delikatny film chroniący ją przed niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych. Buriti chroni przed wolnymi rodnikami odpowiedzialnymi za przedwczesne starzenie się komórek, natłuszcza, odżywia, wygładza i uelastycznia skórę. Jest bogatym źródłem karotenoidów (prowitaminy A), tokoferoli (witaminy E) i niezbędnych dla skóry kwasów tłuszczowych. Mleczko owsiane nawilża i odżywia skórę. Pochodna masła Murumuru chroni warstwę hydrolipidową naskórka.


Ten zapach najmniej przypadł mi do gustu i to kolejny kosmetyk, który utwierdził mnie w tym, że nie przepadam za zapachem oliwy i oliwek.



To nie jest moje pierwsze spotkanie z Apart :-) 
Wcześniej używałam już żeli pod prysznic z serii African!


Te żele pod prysznic także mogę polecić, ale zdecydowanie na okres jesienno-zimowy, ponieważ zapachy są dość ciepłe, ciężkie, słodkie i rozgrzewające. Intensywnie czuć kadzidlane i bardzo egzotyczne nuty. Dla niektórych osób te zapachy mogą być zbyt duszące.


 Matopo zawiera ekstrakty naturalne z maruli i mirry. Marula odżywia, zmiękcza oraz odnawia naskórek. Mirra łagodzi podrażnienia, regeneruje naskórek i ujędrnia.


Kalahari zawiera ekstrakty naturalne z baobabu i moambe. Baobab dzięki zawartości wielu witamin: A, B1, C, D, E i F, wspomaga regenerację oraz wygładza naskórek. Moambe ogranicza wydzielanie sebum, co daje m.in. efekt aksamitnej i matowej skóry.


Karru zawiera ekstrakty naturalne z daktyla i boswelli. Daktyl dzięki bogactwu minerałów, naturalnych cukrów, witamin odżywia i nawilża skórę oraz hamuje procesy starzenia. Boswelia przeciwdziała podrażnieniom oraz rewitalizuje skórę.


A Wy znacie żele pod prysznic od Apart?

niedziela, 29 lipca 2012

NEW...

Wyprzedaże w pełni, ale ja nie mam zbytnio czasu i kasy, żeby poszaleć...
Byłam jednak w Tesco i tam jak zawsze coś mi wpadło w oko ;-)


Białych bluzek nigdy za wiele ;-) Ta ma urocze marszczenia na ramionach. 
Bluzka została przeceniona z 29 zł na 14,50 zł :-)

Kolor spódnicy jest trochę przekłamany - niebieski powinien być ciemniejszy. 
Spódnica również została przeceniona z 59 zł na 41,30 zł :-)


Szał na koronki trwa :-)
Szara bluzka została przeceniona z 55 zł na 27,50 zł, a granatowa z 59 zł na 41,30 zł :-)

 Balerinki dorwałam na targowisku za grosze ;-) Butów nigdy za wiele...
Zdjęcie tego nie oddaje, ale to naprawdę bardzo intensywny róż.


Na koniec jeszcze fryzurka na upały. Niestety, ja zawsze robię tego typu fryzury nie patrząc w lusterko z tyłu i tym samym dopiero na zdjęciu widzę, że wsuwka była mocno widoczna. Trudno ;-) 

Muszę kupić takie w jasnym kolorze, ale ogólnie trudno o dobre wsuwki. Nie lubię metalowych, bo niszczą włosy, a z kolei te plastikowe same się szybko niszczą... 
Opaska pochodzi z H&M i jest to kolekcja bodajże sprzed roku.


sobota, 28 lipca 2012

Mój własny olejek myjacy

Jakiś czas temu napisałam recenzję kilku produktów z Biochemii Urody - KLIK

Wspomniałam tam między innymi o tym, że Olejek myjący - drzewo herbaciane jest moim ulubieńcem i odgrywa kluczową rolę w moim codziennym demakijażu. Jedyne zastrzeżenie wobec tego olejku to wydajność. Wiem, że niektórym osobom 120 ml starcza na trzy miesiące, ale u mnie jest to zazwyczaj tylko miesiąc... Żeby nie narażać się na ciągłe wydatki związane z zamówieniami postanowiłam sama stworzyć taki olejek. W sumie jestem zaskoczona, że to jest takie proste :-)

Co potrzebujemy?

Do stworzenia najprostszej wersji wystarczą tylko dwie rzeczy - olej i emulgator.

Ja wybieram oliwkę Hipp, ponieważ moja cera bardzo lubi olej sezamowy i migdałowy. 
Oliwkę kupiłam jakiś czas temu w Biedronce za 9,99 zł!


Emulgator kupiłam przy okazji zamówienia na stronie Zrób Sobie Krem
Cena za 30 ml produktu to 3,99 zł :-)


SLP - HLB 11  
Emulgator O/W. Ciekły emulgator pochodzenia roślinnego, znajduje zastosowanie w produkcji kremów, lotionów, mleczek, produktów dla dzieci. Pozwala otrzymać emulsje metodą "na zimno". Trwałe emulsje przy pH 5 - 9. Posiada certyfikat Eco-cert.


Z racji tego, że uwielbiam zapach olejku z drzewa herbacianego moja wersja będzie zapachowa :-)


No i zaczynamy zabawę...

Przy pomocy miarki odmierzam 90 ml oliwki Hipp i  przelewam ją do pustej butelki.


Później odmierzam 10 ml emulgatora SLP.


I na tym etapie generalnie mogłabym zakończyć :-) Ale ja dodałam jeszcze kilka kropli olejku z drzewa herbacianego Jason oraz dwie rybki Dermogal A+E.


Gotowe ;-)

Na koniec jeszcze dodam, że fachowo taki olejek nazywa się hydrofilny, czyli lubiący wodę. Dzięki obecności emulgatora oraz w połączeniu z wodą powstaje mieszanka idealna zmywająca wszelkie zanieczyszczenia. Biała emulsja świetnie nadaje się do demakijażu.


Ja wykorzystałam starą butelkę po olejku z Biochemii Urody, ale przyznam szczerze, że nie jest ona najwygodniejsza z racji tego, że trzeba ją odkręcać. W drogerii Rossmann kupiłam wreszcie lepszą butelkę z dozownikiem i następnym razem ją wykorzystam.


Przyznam, że nie widzę praktycznie żadnej różnicy pomiędzy moją wersją olejku, a wersją oryginalną z Biochemii Urody. Podoba mi się też oszczędność! Emulgator, którego używam za każdym razem po 10 ml wystarczy mi na 3 razy, czyli jest to koszt 1,33 zł. Kosztów olei oraz dodatków nie liczę, ponieważ mam w domu pełno różnych olei i olejków, które mogę stanowić bazę takiego olejku myjącego. Na dobrą sprawę i na upartego można zrobić to na bazie oliwy z oliwek ;-)

czwartek, 26 lipca 2012

Zamówienie ZSK i zakupy Rossmann

Ostatnio znowu cierpię na brak wolnego czasu...
W szybkim tempie zrobiłam zakupy w drogerii Rossmann.


Skorzystałam głównie z promocyjnych cen :-)

Na płyn do kąpieli z Luksji już dawno miałam ochotę i nie zawiodłam się. Dla mnie to połączenie zapachowe jest idealne, ale nie za słodkie. Mam wrażenie, że to zapach bardzo gorzkiej czekolady z nutą cierpkiej pomarańczy. Taka kąpiel to sama przyjemność!


Skusiłam się też na odżywkę z Eveline. Mam dobre doświadczenia z wersją 8w1, ale tym razem skusiłam się inną. Z tego co wiem to składem się nie różnią, więc jestem ciekawa, czy zauważę jakieś inne działanie... Fajnie by było, gdyby paznokcie faktycznie zrobiły się twardsze.


Mydełko z Isany kupiłam już drugi raz, ponieważ zapach mango i pomarańczy jest bardzo intensywny. Mydło myje, nie wysusza i pięknie pachnie. Niczego więcej nie oczekuję ;-)


Zakupem w ciemno była pęseta z Elite. Przetestowałam już ją i jest wygodna w użyciu. Zobaczę z czasem, czy nadal będzie się tak dobrze sprawować, no i na jak długo pozostanie ostra.


Krem do depilacji z Eveline kupuję regularnie. Nie jest idealny, ale skuteczny, jeśli nałożymy go na dużo dłuższy okres czasu, niż zaleca producent ;-)


Peeling do stóp i maska z Efektimy to ponowny zakup. Opakowanie jest fatalne, ale działanie naprawdę przyjemne, chociaż zupełnie inne od standardowych saszetek do stóp.


Zrobiłam też małe zamówienie ze sklepu Zrób Sobie Krem

Sklep miałam sprawdzony już wcześniej. Paczka przyszła dość szybko i była dobrze zapakowana. Dostałam też mały gratis. Generalnie mogę polecić :-)


A dzięki uprzejmości Original Source mam przyjemność testować nowe żele pod prysznic :-)


To tyle z nowości :-)

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rimmel, Glam'Eyes! Maskara Day 2 Night


Rimmel wie, że każda kobieta ma wiele twarzy. Za dnia pełna uroku i subtelnie czarująca - wieczorem niepostrzeżenie zmienia się w zmysłową kusicielkę, która w szaloną imprezową noc potrafi ujawnić swe drapieżne i seksowne oblicze. Z maskarą Day 2 Night - zmieniaj się, kiedy chcesz i wyraź to swoim makijażem! Dzięki podwójnej nakrętce 2 w 1 z dużą, gęstą szczoteczką możesz perfekcyjnie wydłużyć i dodatkowo spektakularnie pogrubić rzęsy.

Używam tego tuszu do rzęs już kilka miesięcy. Na szczęście właściwie jest na wykończeniu... Pomyślicie, że skoro tak intensywnie go używam to pewnie jest fajny... Niestety. Tusz jest bardzo średni i męczyłam się z nim. Ale z racji oszczędności postanowiłam go nie wyrzucać, tylko zużyć.


Pokażę Wam najpierw efekty na moich rzęsach...

Krok pierwszy, czyli górna nakrętka w kolorze czarnym, która ma dawać naturalny efekt wydłużonych i idealnie rozdzielonych rzęs.

No niestety, już pierwszy krok przynosi spore rozczarowanie. Rzęsy są tak naturalne, że praktycznie nie widać tego, że były pomalowane ;-) Dodatkowo mam zastrzeżenia co do samego koloru tuszu. Do prawdziwej i intensywnej czerni bardzo mu daleko... Wydłużanie też raczej bardzo znikome...


Krok drugi, czyli dolna nakrętka w kolorze różowym, która ma dawać efekt glamour idealny na wieczór - rzęsy wydłużone, pogrubione i rozdzielone.

I znowu pudło... Jedyne co zauważam, to intensywniejszy kolor czerni oraz mocniejsze podkreślenie rzęs. Wiąże się to niestety ze sklejaniem. Nadal brak super pogrubienia i wydłużenia.


Podsumowując...

Tusz jest bardzo średni. Wina leży przede wszystkim w dość rzadkiej i mokrej konsystencji tuszu, który niemiłosiernie oblepia szczoteczkę i pełno na niej grudek. Żeby się pomalować bez ubrudzenia trzeba najpierw dobrze oczyścić szczoteczkę z nadmiaru tuszu. Nie podoba mi się to, bo zajmuje to sporo czasu i przy okazji można się łatwo pobrudzić... Na plus mogę zaliczyć jedynie fakt, że tusz się nie osypuje, nie kruszy, ani nie rozmazuje. Ja jednak lubię mocno podkreślone rzęsy, które są dobrze pogrubione. Tutaj niestety zamiast pogrubiania mamy efekt sklejania. Niestety, nie polecam...

Na koniec jeszcze pokażę Wam sam mechanizm szczoteczki. W sumie jest to zaskakujące, że teoretycznie jedna i ta sama szczoteczka, dzięki prostemu trikowi skrócenia części szczoteczki zyskuje nowy wymiar i daje inny efekt. Dodam, że stosowałam ten tusz w różnych kombinacjach, jeśli chodzi o kolejność i nie zmienia to właściwie niczego. Efekt końcowy praktycznie zawsze jest taki sam, czyli niesatysfakcjonujący... Zapowiadało się fajnie, ale Rimmel tym razem rozczarował...


A żeby nie było, że psioczę i oczekuję cudów, to dla przypomnienia pokażę Wam efekt po moim ulubionym tuszu Essence, I ♥ Extreme - KLIK