Lato, lato wszędzie! :) Staram się jak najmniej korzystać z promieni słonecznych ze względu na przebarwienia skóry. Chętnie sięgam po słońce z tubki. Do opalania ciała serdecznie polecam kosmetyki marki Lirene [recenzja]. W tym temacie są niezawodne i sięgam po nie co roku w okresie letnim. Z kosmetykami opalającym do twarzy to zazwyczaj jest u mnie loteria. Ostatnio w drogerii Rossmann zainteresowała mnie stosunkowa nowość marki Bielenda (około 25 zł/15 ml).
Preparat jest w formie koncentratu. Producent kieruje go głównie dla posiadaczek szarej, zmęczonej i pozbawionej blasku skóry. Zapewnia, że kosmetyk szybko się wchłania dając satynowe wykończenie. Subtelnie poprawia koloryt cery, a efekt można stopniować w zależności od częstotliwości stosowania. Gwarantuje naturalny efekt skóry muśniętej słońcem.
Koncentrat brązujący znajduje się w szklanej butelce z pipetką. Taka forma aplikacji jest wygodna i przyjemna. Kosmetyk ma konsystencję dość rzadkiego olejku. Sugeruje się aplikować 2-3 krople produktu, jednak według mnie potrzeba znacznie więcej, jeśli chcemy dokładnie pokryć twarz i szyję. Używam go solo, ale można też mieszać z kremem. Przy mojej tłustej cerze efekt nawilżający jest całkowicie wystarczający. Z moim obserwacji wynika, że preparat nie wchłania się do końca i pozostawia tłustą warstwę na skórze. Dowodem na to jest też fakt, że przy kolejnym myciu twarzy piana zabarwia się na pomarańczowo, a na białym ręczniku również zostają delikatne plamy koloru. Mimo tego efekt brązujący na twarzy jest widoczny!
Opalenizna jest naturalna i subtelna. Efekt faktycznie można stopniować poprzez częstsze nakładanie. Nie odnotowałam żadnych plam, czy też zacieków. Skóra wygląda na lekko muśniętą słońcem w złotym kolorze. Naprawdę świetny efekt.
Produkt nie jest niestety bez wad. Pipeta jest stosunkowo krótko i na pewno będzie problem z aplikacją przy końcówce serum. Wadą jest też krótka data ważności, bo tylko 4 miesiące. Kosmetyk jest bardzo wydajny i raczej nie ma potrzeby codziennej aplikacji, więc ciężko będzie go całkowicie zużyć. W składzie znajdziemy składnik DHA, który jest typowy dla samoopalaczy. Znany wszystkim smrodek spalonego kurczaka nam nie grozi, ale da się wyczuć tę charakterystyczną woń.
W ogólnym rozrachunku koncentrat brązujący Bielendy sprawdza się u mnie bardzo dobrze. Przyjemne użytkowanie i fajny efekt końcowy. Cena adekwatna do jakości. Warto spróbować! Tak mi się spodobało, że poszłam za ciosem i kupiłam jeszcze piankę brązującą do ciała. Zobaczymy jak się spisze! Ostatnio marka Bielenda pozytywnie zaskakuje. Oby tak dalej! :)