Obserwatorzy

niedziela, 30 października 2011

Mój pierwszy raz z Catrice...

Dokładnie pierwszy raz w życiu miałam okazję zobaczyć szafę Catrice na żywo. Zupełnie się tego nie spodziewałam, bo ta Natura znajduje się w małej miejscowości... Stałam przed tą szafą jak zaczarowana. W sumie nie byłam przygotowana na takie spotkanie, bo w domu zostawiłam notes, w którym zapisuję wszystkie kosmetyki, które w przyszłości muszą być moje... Tym samym nie chciałam zbytnio szaleć, żeby nie trafiła mi się przykra niespodzianka...


Kupiłam tylko dwa polecane hity :-) O wrażeniach napiszę w innym poście.  Teraz jednak muszę wspomnieć o tym, że kupiłam macany podkład! W sumie świadomie, bo coś mnie tknęło i jak już go miałam w koszyku to odkręciłam, żeby zajrzeć i były ślady paluchów. Pomyślałam, że chyba wzięłam tester, bo to był pierwszy z brzegu podkład - akurat jedyny w tym odcieniu. Od ekspedientki się dowiedziałam, że testerów nie ma wcale, ale przy mnie zaczęła odkręcać wszystkie podkłady, żeby sprawdzić, czy inne też są macane (o_O). Praktycznie większość była już otwierana. Trochę przerażające... Ja swój podkład kupiłam, bo sama go odkręciłam, ale nie zmienia to faktu, że wcześniej już ktoś go próbował... Strasznie mnie to denerwuje, że w Naturze takie sytuacje są nagminne. Na dodatek ekspedientki kompletnie nic sobie z tego nie robią i nie rozumieją, że od otwarcia produkt ma określoną datę ważności... Na szczęście mój macany podkład leżał tam maksymalnie kilka tygodni, bo szafa była nowa. Ale niesmak pozostaje...


Mimo wszystko na pewno jeszcze wybiorę się tam na zakupy, bo to jedyna szafa Catrice w okolicy. Jakie są Wasze hity z Catrice? Coś polecacie w szczególności? Coś odradzacie?

sobota, 29 października 2011

Miłego wieczoru!

Wczoraj wieczorem zaczęłam długi weekend udaną kolacją z najlepszym facetem na ziemi ;-) Dzisiaj były zakupy, a teraz jest czyste lenistwo i obżarstwo... Może później pokuszę się o domowe SPA! Wreszcie jakieś wolne chwile i czas tylko dla siebie. Bardzo mnie cieszą te wolne dni, bo odpocznę, nadrobię zaległości na Waszych blogach i wrócę z nową energią... 

A tymczasem zobaczcie jakiego uroczego kota sobie dzisiaj sprawiłam :-)
Musiałam go kupić!



Kupiłam sobie też mało fotogeniczną torebkę ;-)



A teraz wracam do podgryzania niezdrowego przysmaku...


Też macie długi weekend?
Miłego wieczoru!


środa, 26 października 2011

Niestety bubel...

Muszę się Wam przyznać, że rzadko kiedy trafiam na buble. Zazwyczaj nie kupuję niczego w ciemno, bo już zbyt wiele razy się nacięłam. Wolę wcześniej przeczytać różne recenzje i dopiero wtedy stwierdzam, czy warto ryzykować... Tym razem trochę zaszalałam i niestety...


Olejek do demakijażu zakupiłam w Carrefour za około 12 zł! Przeznaczony jest on do oczyszczania cery suchej. Ja mam tłustą, ale niczemu to nie przeszkadza - po prostu w tym jesiennym okresie chciałam czymś takim oczyszczać buzię. No, ale niestety... Olejek ma dziwny zapach. Kojarzy mi się z tranem. Przyznam, że liczyłam na lepsze doznania zapachowe. Czy zmywa makijaż? Według mnie średnio. Bardziej go rozmazuje po twarzy. No i to by było właściwie tyle, bo produkt nie spełnia swojej podstawowej roli, czyli bardzo słabo oczyszcza. Na szczęście nie podrażnia i nie zapycha. Mimo oleistej konsystencji po spłukaniu mam wrażenie ściągania skóry... Szkoda, bo myślałam, że trafiłam na nieodkrytą perełkę, a tutaj taki klops.


Postanowiłam spróbować wykorzystać go w inny sposób, jednak chyba nie do końca trafiony... Wymyśliłam sobie, że taka oleista formuła dobrze rozpuści makijaż oczu. No i niby tak jest. Płatek nasączony tym olejkiem całkiem skutecznie pozbywa się cieni, kredki, tuszu... I już byłabym prawie zadowolona, gdyby nie jeden mały psikus. Po użyciu tej oliwki oczy zachodzą mi mgłą i przez bardzo długie chwile prawie nic nie widzę. Podejmowałam kilka prób, ale zawsze kończy się tak samo. Jest to niekomfortowe i nieprzyjemne, dlatego więcej nie będę już męczyć oczu.


Jedyne co mi się podoba to chyba tylko opakowanie. Jest ładne i estetyczne z przyjemnie działającą pompką. Ale to niestety sprawa drugorzędna, bo ważniejsze jest działanie... Ten zakup utwierdził mnie tylko w tym, żeby nie podejmować niepotrzebnego ryzyka...

poniedziałek, 24 października 2011

Wyniki pierwszego rozdania :-)

Żeby już nie przeciągać ogłaszam wyniki rozdania... Wszystkim serdecznie dziękuję za udział! Prawie trzy razy więcej osób wyraziło chęć wygrania nagrody numer dwa ;) Do każdego nicku przypisałam numer i za pomocą strony http://www.random.org/ wylosowałam zwycięzców...

Czekam na Wasze maile z adresem do wysyłki :-)
Gratuluję!


 Nagroda nr 1 wędruje do...











Nagroda nr 2 wędruje do...

 

Szczoteczka do twarzy!

Od dawna czegoś mi brakowało w mojej pielęgnacji... Postanowiłam zadbać o dokładniejsze oczyszczanie mojej buzi, ponieważ czasami miałam wrażenie, że mimo starań - robię to nie do końca dokładnie. Będąc na zakupach w Rossmannie wypatrzyłam promocyjną cenę 8,99 zł i szczoteczka w ekspresowym tempie powędrowała do mojego koszyka. Nie żałuję tego zakupu!


Nie liczyłam na jakieś specjalne efekty i działanie. Chciałam po prostu zacząć w lepszy sposób oczyszczać moją buzię. I faktycznie szczoteczka nadaje się do tego idealnie! Dzięki niej demakijaż trwa zdecydowanie krócej i efekty są dużo lepsze. Teraz mam wrażenie, że wcześniej zawsze miałam niedokładnie oczyszczoną buzię. Ale nareszcie koniec z tym!


Szczoteczka oczyszcza i złuszcza martwy naskórek. Dzięki niej twarz jest bardzo gładka. Bałam się podrażnienia i tego, że twarz będzie zaczerwieniona po jej użyciu. Ale nic takiego nie ma miejsca. Syntetyczne włosie szczoteczki jest bardzo miłe i delikatne, ale jednocześnie skuteczne. Nie zauważyłam jakiegoś spektakularnego oczyszczania porów, ale może potrzeba na to czasu.


Szczoteczka jest bardzo poręczna i przyjemnie się jej używa. Posiada ochronną nakładkę, dzięki której przechowywanie tej szczoteczki jest łatwe. Włosie nie wypada i nie odkształca się. Bardzo łatwo umyć szczotkę. Ja nie używam szamponu. Wolę ją od czasu do czasu wyparzyć wrzątkiem. Jedyne co zauważyłam to fakt, że szczotka dość długo schnie, ale nie przeszkadza mi to.


Szczotki używam codziennie przy wieczornym demakijażu i jest to bardzo miłe, ponieważ szczotka przyjemnie masuje. Wcześniej myślałam o tej szczotce jak o zbędnym gadżecie. Teraz jednak nie wyobrażam sobie zmywania makijażu bez niej. Świetnie spisuje się z tym żelem...


A Wy w jaki sposób lubicie oczyszczać swoją buzię? Macie na to jakieś patenty? :-)

niedziela, 23 października 2011

Przypominajka :-) I kolejny TAG...

Jeszcze przez cały jutrzejszy dzień możecie się zgłaszać do rozdania, ponieważ z racji braku czasu nagrody rozlosuję dopiero pod koniec dnia, a wyniki pojawią się we wtorek rano.

Zapraszam :-)


Rozdanie cieszy się dużym zainteresowaniem, co mnie bardzo cieszy :-)




 Zostałam otagowana przez dwie blogerki:
Monika
Leejdi

Oto zasady:
Umieść obrazek ''10 pytań kosmetycznych od Majorki''
Odpowiedz na 10 pytań kosmetycznych
Napisz kto Cię otagował
Otaguj 12 blogów tym tagiem
Poinformuj blogi o otagowaniu

Pytania i moje odpowiedzi :-)

1. Używasz kolorowych cieni do powiek czy naturalnych ?
Używam naturalnych odcieni - zazwyczaj brązy i beże.

2. Co wolisz bardziej - pomadkę czy szminkę ?
A czy jest jakaś różnica?

3. Czy uważasz, że tylko drogie produkty są dobre?
Nie zawsze cena jest odzwierciedleniem jakości.

4. Co sądzisz i czy używasz różu do policzków?
Sądzę, że róż potrafi ożywić całą twarz i oczywiście używam.

5. Jaki jeden produkt kosmetyczny zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę ?
Myślę, że na bezludnej wyspie żaden kosmetyk nie byłby mi potrzebny.

6. Miałaś kiedyś problemy z cerą?
Tak, nadal mam drobne niedoskonałości.

7. Używasz filtrów?
Staram się!

8. Na jaki produkt kosmetyczny uważasz, że trzeba wydać więcej pieniędzy?
Na pielęgnację przeciwzmarszczkową.

9. Co sądzisz o maseczkach i czy ich używasz?
Uwielbiam maseczki i bardzo często ich używam.

10. Jakiej gwiazdy makijaże podobają Ci się najbardziej?
Podoba mi się makijaż Mariny Łuczenko.


Nie taguję nikogo :-) 
Jak ktoś ma ochotę odpowiedzieć to fajnie!
Chociaż mam wrażenie, że ten TAG już od bardzo dawna krąży po blogach...

sobota, 22 października 2011

Lakier JOKO Hollywood - WOW!

Wiele pozytywnego czytałam o tych lakierach JOKO z kolekcji Hollywood, jednak do wszystkiego podchodzę z rezerwą i sama muszę się przekonać, czy w tych opiniach jest ziarnko prawdy...


Cóż mogę Wam napisać? Jest to najlepszy lakier jaki miałam okazję używać. Nigdy żaden lakier nie wytrzymał u mnie tak długo. Zazwyczaj po dwóch dniach mam już jakieś odpryski. A tutaj całkowity szok, ponieważ lakier przetrwał dokładnie siedem dni bez żadnych odprysków i ścierania się. Jestem naprawdę zdziwiona jego trwałością! Nie spodziewał się tego. W tej klasie cenowej to chyba nie jest spotykane... Na dodatek lakier ma bardzo wygodny - szeroki i płaski pędzelek. Kryje już po jednej warstwie. Kolor jest przepiękny, ale zauważyłam, że im dłużej go nosiłam, tym bardziej zaczęły wychodzić z niego różowe tony. Początkowo kolor był bardziej beżowy. Ale nie przeszkadza mi to! Zamierzam kupić inne kolory, bo bardzo mi odpowiada jego trwałość! Serdecznie polecam Wam spróbować ten lakier, bo myślę, że może Was pozytywnie zaskoczyć!

Standardowo trzy kroki...


I


Nail Tek Foundation II
II

Joko, Hollywood Collection
J151 Nude Lolita


III

Essence, Get-Look Topcoat



Na koniec jeszcze wspomnę o kompletnym bublu, który kupiłam zachęcona opiniami na innych blogach. Nie wiem, czy ja coś robię źle, ale ten lakier jest wg mnie po prostu strasznie słaby. Jedna warstwa wygląda jak przezroczysta plama, przy dwóch warstwach krycie jest już odpowiednie. Ale co z tego, skoro lakier odpryskuje praktycznie już tego samego dnia... A mowa o...
Quiz, Safari Nail Polish
Nr 50

piątek, 21 października 2011

Marion, MariColor

Jestem posiadaczką włosów farbowanych na blond. Nie jest łatwo utrzymać ładny odcień blondu. Włosy z czasem zaczynają po prostu żółknąć i wyglądają brzydko. Znalazłam na to receptę!

Marion, MariColor
Regenerująca maska ożywiająca kolor włosów farbowanych


Maseczkę kupiłam przypadkowo w małej drogerii i została mi ona polecona przez ekspedientkę. Zapłaciłam 3 zł za dwie małe saszetki. Podeszłam do tego dość sceptycznie i raczej bez większych nadziei na jakieś działanie. Teraz już wiem, że bardzo się myliłam i maseczkę kupuję regularnie. Przede wszystkim dlatego, że stosując ją raz w tygodniu uzyskuję dzięki niej ładny, chłodny odcień blondu bez żółtych refleksów. Maska ma oczywiście intensywnie fioletowy kolor.

Dodatkowym skutkiem ubocznym jest fakt, że włosy po jej zastosowaniu są przyjemnie nawilżone i odżywione, na co kompletnie nie liczyłam. Tak więc nie dość, że odświeża kolor włosów to jeszcze w żaden sposób ich nie niszczy. Jest to bardzo udany produkt, chociaż w mojej opinii te saszetki są trochę mało wydajne i mogłaby powstać taka maska w większym standardowym opakowaniu.

Dodam, że dla każdego coś miłego, ponieważ istnieją wersje tej maski dla włosów farbowanych na brąz oraz dla włosów farbowanych na odcienie czerwieni. Zachęcam do spróbowania!

środa, 19 października 2011

Rival de Loop, Maseczki

Bardzo lubię te maseczki! Są łatwo dostępne w każdym Rossmannie i na dodatek kosztują grosze. Mojej buzi nie robią krzywdy i często po nie sięgam. To stały punkt w mojej pielęgnacji.


Często spotykam się z opinią, że powodują uczulenie, podrażnienie i szczypanie twarzy, dlatego ostrzegam wrażliwe cery. Ale chyba jest to bardzo indywidualna kwestia. Ja nie odczuwam żadnego dyskomfortu przy stosowaniu tych maseczek. Wręcz przeciwnie...


Rival de Loop, Milch & Honig Maske


Jest to mleczno-miodowa maseczka z olejkiem z orzeszków makadamii i olejkiem z migdałów. Uwielbiam tę maseczkę za piękny otulający zapach! Pod tym względem jest naprawdę cudowna. Najbardziej lubię ją stosować na noc przed snem. Wprowadza mnie w bardzo relaksujący i błogi stan. Rano skóra jest odżywiona i nawilżona. Nie zauważyłam żadnego zapychania.


Rival de Loop, Peel-Off Maske


Peelingująca maseczka z ekstraktem z aloesu i rumianku, która ma za zadanie oczyszczać nasze pory. Maseczka po około dwudziestu minutach zastyga na twarzy i można ją oderwać w całości. Czuć dość mocny zapach alkoholu, więc jeśli ktoś tego nie lubi to nie będzie z niej zadowolony. Ja ją lubię, bo oczyszcza w delikatny sposób i nie powoduje przesuszania mojej buzi.


Rival de Loop, Hydro Feuchtigkeitsmaske


Maseczka zawiera w składzie olejek awokado oraz olejek migdałowy. Przyjemnie nawilża skórę. Stosuję ją często na noc, nie zauważyłam zapychania, a stan nawilżenia utrzymuje się bardzo długo. Stosuję ją często jako zamiennik nawilżającego kremu - wchłania się całkowicie.


Rival de Loop, Oliven Maske


Oliwkowa maseczka z oliwą z oliwek i ekstraktem z kwiatu lotosu. Pachnie bardzo przyjemnie. W zależności od stanu mojej skóry czasami wchłania się całkowicie, a czasami zastyga na buzi i muszę ją zmyć. Pozostawia przyjemne uczucie nawilżenia i odżywienia. Jest dobra!

 A Wy miałyście jakieś niemiłe przygody z tymi maseczkami? Czy dołączacie do grona zadowolonych? Warto kupić i spróbować, ale trzeba być przygotowanym na wszystko.

poniedziałek, 17 października 2011

Tell me about yourself award - TAG

Zostałam otagowana przez sześć blogerek, dlatego trudno będzie mi się wymigać od odpowiedzi!

Za TAG dziękuję:



7 przypadkowych faktów o mnie:

1. Jestem dość niezdecydowana jeśli chodzi o mój kolor włosów. Kiedy się urodziłam miałam czarne włosy, a potem przemieniłam się w blondynkę z lokami. Ostatecznie włosy okazały się nijakie, czyli dołączyłam do grona osób z naturalnym słowiańskim kolorem ciemny blond. Przez długi czas rozjaśniałam włosy do jasnego blondu. Aż pewnego razu zapragnęłam zmian i włosy przefarbowałam na jasny brąz. Teraz znowu wróciłam do jasnego blondu! I chyba tak będzie w kółko, bo nikt nie umie określić w którym kolorze mi lepiej. Ponoć w obu wyglądam przyzwoicie ;-)

2. Przez prawie cztery lata pracowałam jako barmanka! Dobrze wspominam ten okres. Dużo się nauczyłam, poznałam mnóstwo nowych znajomych i był to dość szalony okres mojego życia! Co ciekawe odkąd odeszłam z pracy praktycznie nie piję nic alkoholu ani nie chodzę na imprezy. Jakoś przestało mnie ciągnąć do takiego wesołego życia. Stałam się zdecydowanie większą domatorką!

3. Jestem jedynaczką! Czasami niektórzy twierdzą, że to widać. Całkiem możliwe... Od małego byłam wychowana w taki sposób, że musiałam bawić się sama ze sobą i dość szybko stać się samodzielną. Do teraz lubię przebywać sama ze sobą i mnie to nie nudzi. Ja nie mam problemu ze znalezieniem sobie zajęcia i moje własne towarzystwo w zupełności mi wystarcza.

4. Uwielbiam urządzać sobie domowe SPA. Świeczki, kadzidełka, kominek, wanna pełna piany, no i ja :-) To dla mnie najlepsza forma relaksu i jak tylko mam więcej czasu to znikam dla świata...

5. Śpiewałam przez kilka lat w chórze szkolnym. Lubiłam to bardzo! Zawsze byłam aktywna i pierwsza do udziału w jakiś występach, przedstawianiach i kabaretach. Szkoda, że nie do końca szło to w parze z umiejętnościami, bo głosu ładnego to ja niestety nie posiadam...

6. Nie boję się pszczół! Podejście do pasieki nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Ba, nawet posiadam jakąś wiedzę praktyczną na ten temat. Mój dziadek przez całe życie był pszczelarzem, a ja lubiłam się temu przyglądać oraz czynnie w tym uczestniczyć... Tęsknie za tym...

7. Przez ponad 20 lat życia miałam na twarzy dość duże znamię przy ustach. Niektórym pieprzyk bardzo się podobał, innym mniej. Ja sama żyłam z nim w zgodzie - po prostu był ze mną od urodzenia. Aż nastał w moim życiu taki moment, że postanowiłam się zmienić i przeszłam operacyjny zabieg usuwania znamienia. Teraz mam małą płaską bliznę, którą łatwo ukryć makijażem. Zdecydowanie moja twarz podoba mi się bardziej! Co ciekawe, mam wrażenie, że wielu moich znajomych nie zauważyło tej zmiany - wszystko jakoś tak naturalnie wyszło, że nikt o nic nie wypytywał. Aż byłam rozczarowana, bo dla mnie to była ogromna zmiana...

Nie taguję nikogo :-) Jeśli ktoś ma ochotę odpowiedzieć to fajnie - zapraszam :-)

niedziela, 16 października 2011

Lakier H&M - kolor TAUPE

Oczywiście ten lakier musiał być mój, ponieważ od dawna mam fazę na takie jesienne kolorki. Kupiłam go cudem, bo w całym wielkim pudełku różnych lakierów był tylko jeden o tym odcieniu!


Bardzo mi się podoba fakt, że lakier jest zapakowany w folię. Mimo, że łatwo ją odkleić to jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś to zrobi i użyje lakieru. Nienawidzę takiego zachowania...


Bardzo mi się podoba ten kolor! Jest taki nie do końca określony. Niby taki beż - kawa z mlekiem z delikatną nutką fioletu. Wszystko zależy od ilości warstw i światła. Konsystencja jest dość płynna i niestety, ale ja miałam problemy z malowaniem. Niby krycie po pierwszej warstwie jest już wystarczające, ale w kilku miejscach miałam niedomalowane paznokcie, mimo, że przeciągałam tam pędzelek. Pierwszy raz miałam coś takiego. Dodam, że byłam trzeźwa malując paznokcie ;-)


Mimo tych małych niedogodności kolor na paznokciach bardzo mi się podoba i świetnie się czułam z tym lakierem. Standardowo u mnie zaczął się ścierać po około 2-3 dniach, ale nie mam mu tego za złe. Kosztował 4,90 zł! Tej jesieni będzie bardzo często gościł na moich paznokciach ;-)

sobota, 15 października 2011

Paczki z całego tygodnia...

W tym tygodniu mój listonosz miał dużo pracy, bo przyszło do mnie sporo rzeczy. Nie ukrywam, że uwielbiam dostawać przesyłki i często wręcz na nie czekam i odliczam, kiedy powinny dojść...

Doszły do mnie nagrody wygrane w rozdaniach u innych blogerek. Za jakiś czas napiszę jakieś swoje spostrzeżenia na temat tych rzeczy. Na razie nie wiem co najpierw testować ;-)

Lakier Joko od:


Pomadka TBS od:


Zestaw Calmaderm od:


Dostałam także dwie paczki do przetestowania od firm kosmetycznych. Tutaj też potrzebuję czasu, żeby dokładnie wszystko przetestować. Jestem bardzo podekscytowana tym faktem!

Krem z mleka klaczy od:


Zestaw Biały Jeleń od:


No i na koniec moje dwa małe zamówienia z Allegro... Teraz nie pozostaje mi nic innego tylko brać się za testowanie i za jakiś czas na pewno napiszę o tych wszystkich produktach...



Dziękuję wszystkim za szybkie przesyłki :-)

środa, 12 października 2011

A Wy juz byłyscie w Biedronce?


Dzisiaj zaczęła obowiązywać bodajże trzecia gazetka Biedronki z serii "Odkryj tajemnice urody". Cieszy mnie to, że od czasu do czasu mamy szansę kupić dużo tańsze kosmetyki. Tym razem nie miałam wielkich planów zakupowych i faktycznie kupiłam tylko cztery konkretne rzeczy...



Nivea, Styling Spray, Volume Sensation


Dwa lakiery w cenie 14,99 zł! Faktycznie jest to super cena, ponieważ jeden lakier w innych drogeriach kosztuje około 11-15 zł, chyba, że jest promocja - wtedy najniższa cena to zazwyczaj 8,99 zł! Także cena z Biedronki przebija wszystkie inne! A sam lakier jest jednym z moich ulubionych! Nie śmierdzi, nie skleja, ładnie utrwala, łatwo go wyczesać. Nie ma minusów!


Luksja, Creamy, Żel pod prysznic


Bardzo lubię żele z Luksji! Nie podrażniają, delikatnie pachną, są gęste! Za taki zestaw zapłacimy 9,99 zł, czyli każdy żel kosztował mnie 3,33 zł! W żadnej innej drogerii nie widziałam nigdy takiej ceny za te żele. Także jest to dość ekonomiczny zakup! Polecam!


Be Beauty, Pure Effect, Peelingujący żel do mycia twarzy


Ten żel bardzo często gości w mojej łazience, bo traktuję go jako tanie zastępstwo. Cena 4,99 zł jest bardzo fajna dla portfela! Żel dobrze myje, odświeża i oczyszcza buzię. Oczywiście peeling jest bardzo delikatny - to raczej takie kuleczki masujące :-) Nie wysusza. Bardzo dobry!


Body Club, Fizzing bath bomb


Musująca kula do kąpieli kosztowała 3,99 zł i jest dość duża, bo aż 165 gram! Wybrałam zapach jeżyna i mango, bo tęskni mi się za zapachem letnich owoców :-) Jestem bardzo ciekawa tej kuli i już się nie mogę doczekać tej kąpieli! Nawet przez folię czuć piękny zapach!

wtorek, 11 października 2011

Miłego dnia na przekór wszystkiemu!

Strasznie brakuje mi czasu! Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji, ale nagle dzień strasznie się skurczył i nie mam na nic czasu. Wychodzę i jest ciemno, wracam i znowu jest ciemno... Szczerze mówić nienawidzę jesieni. Jest zimno, wietrznie i deszczowo. Nie lubię tego, bo w jednej ręce torebka, w drugiej parasol, w trzeciej ręce zakupy, a tu jeszcze apaszkę podwiewa, fruwające włosy zasłaniają świat, a z dna torebki dzwoni komórka - czasami takie momenty doprowadzają mnie do rozpaczy. Marzę wtedy tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu, napić się gorącej herbaty i zjeść coś pysznego! I na dodatek co rano ten sam widok, wszyscy skuleni w sobie z ponurymi minami pędzą do pracy... Wszystko jest jakieś takie przygnębiające - chyba dopadła mnie jesienna chandra... Tylko ja to mam?

Próbuję się ratować odpowiednią dawką słodkości...
Nie powiem, przynosi to sporą ulgę ;-)


Chłop się postarał i wręczył mi coś na rozweselenie. 
Taki oto kwiatek, który ma gdzieś okropną pogodę i w najlepsze sobie kwitnie :-)


Pytania do Was - co to jest za cudak?
Bo niestety, ale nie wiem jak o niego dbać, a chcę przedłużać jego żywot.


Kiedy czytacie ten wpis ja spędzam długie godziny na ciężkim szkoleniu i marzę jedynie o tym, żeby wrócić do domu i założyć moje nowe ciepłe kapcie ;-)


Kapcie pochodzą z Tesco - aktualnie są przecenione z 33 na 20 zł :-) 
Moje wiecznie zmarznięte stopy rekomendują te kapcie!

poniedziałek, 10 października 2011

Henna brwi - krok po kroku...

Nie wiem jak Wy, ale ja mam bzika na punkcie podkreślania brwi. Jestem naturalną blondynką i brwi mam dość jasne. Wydaje mi się, że twarz nie ma wtedy kompletnie wyrazu... Zazwyczaj chodziłam na zabieg regulacji i hennę do kosmetyczki. Jednakże z czasem postanowiłam zaoszczędzić i sama nauczyć się poprawiać naturę ;-) Podzielę się z Wami moim sposobem!

Przede wszystkim najważniejsza jest dobra henna, która właściwie wykona całą robotę za nas! Ja długo szukałam ideału. Testowałam różne popularne henny w proszku, jednak nie zdawały w ogóle egzaminu. Dlatego też postawiłam na coś innego...

Gschwentner Haarkosmetik, RefectoCil, Farba do brwi i rzęs

Moim zdaniem ten produkt jest doskonały. Efekt po niej jest wyraźny i intensywny, ale nadal naturalny. Duży wybór kolorów i korzystna cena to kolejna zaleta. Farbka jest strasznie wydajna i starcza na długi czas użytkowania. Łatwo się aplikuje i długo utrzymuje. Czyli spełnia wszelkie funkcje przyzwoitej henny i tym samym nie szukam już innej. Do kupienia głównie na Allegro.


Żeby wykonać hennę potrzebny nam jest zestaw jak powyżej. Wspomniana henna w tubce, woda utleniona 3 % i jakiś kubeczek lub miseczka plus coś do mieszania. Jak widzicie jak wykorzystuję starą szczoteczkę po odżywce do rzęs i plastikową miarkę od lekarstw.

Krok po kroku...

Wyciskamy około 1 cm farbki - ta ilość wystarczy na hennę brwi i rzęs nawet dla dwóch osób!


Dodajemy około 10 kropel wody utlenionej 3 %


Mieszkamy kilka sekund do momentu uzyskania gładkiej konsystencji...




Teraz czas na nasze brwi...

Warto, żeby ich kształt był już wyregulowany. 
W tym celu polecam Wam świetną pęsetę marki Essence...


Jeśli nie macie jeszcze wprawy dla bezpieczeństwa możecie zabezpieczyć skórę wokół brwi wazeliną kosmetyczną. Świetna, tania i ogromna dostępna jest w drogerii Rossmann...


Zaczynamy!
Moja naturalna słabo widoczna brew!



Nakładamy hennę...


Po kilku minutach henna mocno ciemnieje, ale nie przerażamy się tylko czekamy w spokoju minimum 10 minut...


Po upływie czasu moczymy dwa waciki w ciepłej wodzie i po prostu ścieramy hennę z brwi. Do zmycia nadaje się także jakiś tonik lub płyn micelarny. W tym przypadku - dowolność.

Voilà!


Efekt można stopniować poprzez wydłużanie lub skracanie czasu trzymania farbki na brwiach. Henna nie barwi skóry tylko włoski. Jeśli jednak efekt będzie za mocny możemy sobie pomóc zwykłym tłustym kremem typu Nivea, który wyciągnie pigment z brwi i rozjaśni hennę. Moim zdaniem nie warto tracić czasu i pieniędzy na hennę u kosmetyczki. Jest to tak proste, że wystarczy się tylko przełamać, a na pewno każda się nauczy i wypracuje metodę, dzięki której będzie zadowolona :-) Farbka nadaje się także do rzęs, jednakże dla mnie samodzielna aplikacja na rzęsy jest dość trudna i najczęściej kończy się szczypaniem oczu, dlatego rzadko kiedy przeprowadzam taki zabieg. Ale Wam polecam spróbować, bo efekt jest fajny.