Obserwatorzy

środa, 26 lutego 2014

Scarlet Vamp od L`Oréal



Pierwszy lakier z żelową konsystencją od L`Oréal Paris. Olśniewające kolory i połysk. 
Delikatnie rozproszone w formule pigmenty sprawiają, iż intensywność odcienia nabiera unikalnego charakteru.

Lakier zawiera:
- polimery – poprawiają przyleganie lakieru do płytki paznokcia, zwiększając jego trwałość,
- krystaliczne żywice akrylowe – nadają czysty, intensywny kolor i blask,
- płynny żel  – składniki połączone w bazę płynnego żelu, który ułatwia równomierne rozprowadzanie lakieru.

Pędzelek chroniony jest trzema patentami. 
Zapewnia precyzyjną aplikację i idealną warstwę lakieru na powierzchni paznokcia.
 Jego zaokrąglony, płaski, a jednocześnie rozszerzony kształt, gwarantuje kontrolę nad rozprowadzaniem lakieru. 



Zacznę od tego, że już sam wygląd buteleczki jest dla mnie zachwycający. W prostocie tkwi siła! Małe, zgrabne i eleganckie. Bardzo lubię lakiery o niewielkiej pojemności (w tym przypadku 5 ml), ponieważ nie mają szans na zgęstnienie i łatwo je zużyć. Niestety nie mam zdjęcia pędzelka, ale to mój ulubiony typ. Płaski, przycięty na półokrągło i idealnie wyprofilowany. Z racji dość rzadkiej konsystencji lakieru udaje mi się go rozprowadzić za jednym pociągnięciem pędzelka. Żelowa formuła ma to do siebie, że krycie jest pełne dopiero po dwóch albo czasami nawet trzech warstwach. Lakier szybko wysycha i niesamowicie pięknie błyszczy. Posiadam kolor nr 404 o świetnej nazwie Scarlet Vamp. Początkowo myślałam, że to będzie taki intensywny odcień wiśni, ale okazuje się, że to czerwień z różnymi tonami. W świetle sztucznym jest ciemniejsza, a w świetle dziennym dużo jaśniejsza. Bardzo mi się podoba! Mam jedynie zastrzeżenia do trwałości. Końcówki ścierają się dość szybko i po trzech dniach lakier jest już do zmycia. Na szczęście nie odpryskuje. Małym minusem może być też cena - około 22 zł za 5 ml to sporo. Warto polować na te lakiery w momencie, kiedy jest obniżka 40 procent. Polecam! Mam ochotę na więcej kolorów :-)


W słoneczku :-)


Po dwóch miesiącach odwyku wreszcie mogę malować paznokcie :-)





poniedziałek, 24 lutego 2014

Zawsze pod ręką...

Kiedyś na blogach popularny był TAG, gdzie prezentowano wszystkie przedmioty zgromadzone na stoliku nocnym. Ja niestety nie posiadam takiego miejsca przy łóżku, ale mam kilka kosmetyków, które zawsze są u mnie pod ręką. Trzymam je w małym wiaderku, a właściwie w zwykłej osłonce na kwiaty. Lepszy byłby koszyczek, ale nie znalazłam jeszcze idealnego. Wiaderko jest całkiem funkcjonalne ze względu na fakt, że łatwo je przenieść. Trzymam w nim wszystko co jest mi niezbędne...


Nie mam problemów ze wzrokiem, ale lubię mieć pod ręką krople do oczu. Świetlik to preparat homeopatyczny.  
Te krople to ratunek dla zmęczonych oczu. Stosuję je zazwyczaj przed snem albo w trakcie pracy przy monitorze.


Odżywkę do rzęs MagicLash stosuję głównie na brwi przed snem. Chcę, żeby się wzmocniły i zagęściły.
Przy okazji stosuję ją także na linię rzęs. Na razie nie widzę efektów, ale wiem, że trzeba być cierpliwym.


Regenerujący krem do rzęs z L'biotica również stosuję na brwi. Staram się go nakładać w ciągu dnia. 
Kiedyś bardzo mi pomógł. Teraz nieszczególnie mi odpowiada, a w zapasach mam do zużycia jeszcze jedną tubkę.


Żeby stosować wszystkie te preparaty w okolice oczu konieczne jest lusterko. To jest małe, poręczne i urocze.


Olejek z drzewa herbacianego Jason zakraplam pod paznokcie ze względu na antybakteryjne działanie.
Stosuję go również miejscowo na drobne zmiany na skórze, bo dzięki temu szybciej się goją.
A w czasie kataru skraplam nim poduszkę, żeby w nocy lepiej mi się oddychało. Wszechstronny produkt.


Regeneracyjne serum do paznokci Regenerum staram się nakładać zawsze, kiedy siedzę przy komputerze.
Uważam, że to bardzo dobra odżywka z wygodnym aplikatorem. Warto być systematycznym, bo są efekty!


Kapsułki keratynowe Gal są bardzo wszechstronne i wydajne.
Zazwyczaj jedna kapsułka wystarcza mi na zastosowanie na paznokcie u dłoni i stóp oraz wtarcie w brwi.


Staram się często kremować dłonie i chyba weszło mi to już w nawyk. Krem z Pharmaceris jest godny polecenia!
Daje ulgę przesuszonej skórze, szybko się wchłania, ale czuć, że przyjemnie otula dłonie.


W skrajnych przypadkach sięgam po Retimax 1500. To najlepsza maść z witaminą A. Świetna na suchą skórę dłoni i stóp.


Rumiankowa pomadka Alterra dobrze się sprawdza na moich ustach. Stosuję ją kilka razy w ciągu dnia.


Blistex bardzo lubię, ale stosuję go wyłącznie na noc. Na moich ustach tworzy nieestetyczne białe ślady.


Wiaderko jest ze mną zawsze tam, gdzie akurat siedzę przy komputerze, przed telewizorem i koło łóżka. Nie zasnę bez umycia zębów, posmarowania ust pomadką i nakremowania dłoni. Przyznam, że z takim podręcznym zestawem dużo łatwiej jest być systematyczną i sumienną w stosowaniu różnych produktów. Nie ma żadnych wymówek, bo wystarczy tylko sięgnąć i już! ;-)

Macie jakieś kosmetyki, które lubicie zawsze mieć pod ręką?


niedziela, 23 lutego 2014

Bell, TINT Lipstick


O błyszczykach trwale barwiących usta słyszałam już dawno, jednak nie znałam tego typu pomadek. Marka Bell wyszła naprzeciw i stworzyła takie oto cudo. Zacznę może od tego co mi się nie podoba, czyli opakowanie! Plastikowe i tandetne ze schodzącymi napisami. Jest po prostu brzydkie, co dla wzrokowców ma znaczenie. Ale wybaczam, bo środek jest już zdecydowanie lepszy. Pomadka ma kremowo-żelową formułę i bardzo łatwo się aplikuje. Miękko sunie po ustach zostawiając efekt mokrych ust. Posiadam odcień 02 określany przez producenta jako landrynkowy róż. Odcień jest transparenty, ale im więcej warstw tym kolor jest mocniej widoczny. Kolor lekko się utlenia i róż staje się naprawdę dość mocno widoczny. Pigmentacja tej pomadki jest bardzo pozytywnym zaskoczeniem. A jeszcze lepsza jest trwałość! Kolor przykleja się do ust praktycznie na cały dzień. Przez pierwsze trzy godziny usta są błyszczące, potem w ciągu dnia połysk znika, ale kolor zostaje i blednie z każdą godziną. Nie znika jednak całkowicie, bo przy wieczornym demakijażu widzę różowe ślady na płatku kosmetycznym. Pomadka sprawia, że usta wyglądają świeżo i są widoczne przez cały dzień. Nie zauważyłam wysuszania, nie podkreśla również suchych skórek. Generalnie pomadka bardzo przypadła mi do gustu. Plusem jest też niska cena (ok.10 zł).


Efekt na ustach wygląda na subtelny, jednak w rzeczywistości kolor ma moc!
Trzecie zdjęcie to usta po około 9 godzinach noszenia pomadki. Błysku brak, ale kolor jest!


Znacie inne tego typu pomadki?


wtorek, 18 lutego 2014

Kilka nowości

Szał zakupów rozpoczęłam jeszcze w starym roku. Jakoś pod koniec grudnia Ania zaczęła kusić wizją wspólnego zamówienia z amerykańskiego sklepu internetowego Bath & Body Works. Faktycznie ceny były kusząco niskie ze względu na świąteczną wyprzedaż, ale produkty znikały w ekspresowym tempie. Ostatecznie w lutym dotarła do mnie paczka z poniższą zawartością. Nie wszystko jest dla mnie, ale i tak bardzo się cieszę z tych kosmetyków. Żele antybakteryjne i mgiełki do ciała bardzo lubię.


Jeszcze do niedawna żyłam w niewiedzy, czym jest Ziko. Okazuje się, że jest to sieć aptek połączonych z drogerią, w której zakupy można robić także internetowo. Skorzystałam z promocji na Biodermę i za litr ulubionego płyny micelarnego zapłaciłam ok. 60 zł [recenzja]. Przy okazji zamówiłam kilka kosmetyków do włosów, gdyż na markę Equilibra było 30 % zniżki.


W pracy robiliśmy grupowe zamówienie z apteki internetowej Gemini. Skusiłam się na kilka przydatnych drobnostek.


Później przy kolejnym zamówieniu z apteki Gemini postawiłam już typowo na pielęgnację twarzy. Bardzo lubię kwas migdałowy, a o kremie z Pharmaceris czytałam wiele pochlebnych opinii. Wróciłam także do stosowania serum z witaminą C. Tym razem wybrałam słynne Flavo-C marki Auriga. Bardzo lubię maseczki typu peel-off, więc skusiłam się na taką z Flavo-C. Mam nadzieje, że te nowości się sprawdzą i doprowadza moją skórę do porządku. Stawiam przede wszystkim na złuszczanie.


Uff, czas na odwyk ;-)


niedziela, 16 lutego 2014

Jadwiga, Polski peeling ziołowy

O polskim peelingu ziołowym od Jadwigi słyszałam już dawno temu. Jest to profesjonalny zabieg wykonywany wyłącznie w salonach kosmetycznych. Przy jego pomocy można uzyskać efekt głębokiego lub powierzchownego złuszczania skóry. Czytałam naprawdę wiele pozytywnych opinii i z chęcią wybrałabym się na taki zabieg, ale raz, że w moich okolicach nikt się tym nie zajmuje, a w stolicy Wielkopolski cena trochę mnie odstraszyła. Na stronie producenta przeczytałam, że w domowych warunkach można wykonać leczniczą maseczkę. Okazja do zakupu nadarzyła się w październiku, w dniu imienin Jadwigi, kiedy to sklep internetowy zrobił 40 % zniżki na całe zakupy. Długo się nie zastanawiałam... I tym sposobem nabyłam zestaw.


Kompozycja ziołowa o pojemności 20 ml w cenie standardowej kosztuje 72 zł. Skład nie jest jakiś powalający, bo jak sama nazwa wskazuje są to po prostu zioła - nagietek, babka lancetowata, rumianek, szałwia, kozieradka, owoc jałowca i perz. Możliwe, że jest to proste to odtworzenia w warunkach domowych, ale ja nie zamierzam próbować. Przy wykonaniu zabiegu u kosmetyczki lub dermatologa kompozycja ziołowa łączona jest z koncentratem lotionu ziołowego. Jest to produkt profesjonalny i osoby bez odpowiedniego wykształcenia nie mają możliwości kupienia go. Do maseczki w domowych warunkach konieczny jest jeszcze lotion ziołowy zabezpieczający naskórek po peelingu. Kupiłam opakowanie 30 ml za 12 zł.


Na stronie producenta nie ma zbyt wielu informacji na temat tego jak wykonać maseczkę w domowych warunkach. Informacje, które Wam przedstawiam też nie są do końca pewne. Stawiam na metodę prób i błędów. Jednorazowo na maseczkę wykorzystuję około 1,5 g kompozycji ziołowej. Do tego dodaje 3-4 kropelki wody utlenionej, które mają sprawiać, że maseczka jest bardziej puszysta. Wszystko łączę z lotionem ziołowym do konsystencji papki. Nakładam okrężnymi ruchami na czystą skórę. Nie jest to zbyt łatwe, ponieważ maseczka lubi odpadać. Możliwe, że bardziej płynna konsystencja byłaby lepsza, ale ja wolę taką skoncentrowaną wersję. Aplikacja nie jest przyjemna. Ma się wrażenie jakby skórę masowało się opiłkami szkła! Tak, dokładnie takie mam odczucia. Tysiące drobnych igiełek wbijających się w skórę. Próba masażu przynosi ból, ale jest to do wytrzymania. Generalnie nie jest to maseczka z serii przyjemnych, ale warto pocierpieć. Za efektownie to też nie wygląda!


Maseczkę trzymam na twarzy około 20 minut do momentu, kiedy zaschnie. Potem zmywam wszystko letnią wodą i nic już nie nakładam. Cały czas ma się uczucie i wrażenie, jakby po twarzy ktoś nam jeździł pokruszonym szkłem, mimo, że produkt został zmyty. Na drugi dzień na twarzy pojawia się uroczy burak i czasami nawet lekka opuchlizna. Nie trzeba się zrażać...


Jeśli peeling byłby robiony w gabinecie kosmetycznym to po zabiegu należy nie myć twarzy, ani jej nie nawilżać przez kilka dni do czasu, kiedy skóra zacznie się złuszczać. W przeciwnym wypadku przerwie się działanie peelingu. Ja w myśl tego, że robię tylko maseczkę ignoruję tę zasadę. Alby przynieść skórze ulgę stosuję przede wszystkim wodę termalną Uriage [recenzja], która daje ukojenie palącej skórze. Prawdziwym ratunkiem jest dla mnie także emolientowy krem z Pharmaceris, który nakładany grubą warstwą natłuszcza i nawilża. Moja skóra kocha aloes, zatem często i obficie nakładam żel marki Equilibra.


Moja skóra jest zaczerwieniona zazwyczaj przez okres około trzech dni, a potem zaczyna delikatnie się złuszczać. W tym czasie rezygnuję z peelingów oraz kwasów i daje skórze odpocząć. Głównie natłuszczam oraz nawilżam. Skóra jest zdecydowanie wygładzona i wygląda na odnowioną. Pory są zminimalizowanie i żadne inne niespodzianki nie pojawiają się. Przebarwienia stają się dużo jaśniejsze, a skóra już się tak nie przetłuszcza. Generalnie widzę same plusy stosowania maseczki z peelingu ziołowego. Moja tłusta skóra to uwielbia! Maseczkę stosuję od listopada zeszłego roku zazwyczaj tylko jeden raz w miesiącu z racji tego, że stosuję też inne kwasy i muszę robić dłuższe przerwy. Podsumowując - polecam! Warto!


piątek, 14 lutego 2014

14 lutego


Lubicie Walentynki, czy ten dzień jest dla Was wyłącznie amerykańskim skomercjalizowanym i niepotrzebnym świętem? Mój stosunek do tego dnia jest pozytywny! Mamy tak mało okazji do świętowania i dawania sobie prezentów, że każdy kolejny jest świetną wymówką. Dla mnie najfajniejsze Walentynki miały miejsce dwa lata temu, kiedy to oficjalnie zostałam narzeczoną. W szybkim tempie podjęliśmy też decyzję o ślubie. Od tamtego czasu trwają mozolne przygotowania. Nasz dzień już niedługo, bo 21 czerwca. Aż trudno uwierzyć, że już bliżej, niż dalej. Cieszę się, że wszystko dzieje się powoli, jest zaplanowane i w pełni przemyślane. Bardzo lubię organizować różne rzeczy, więc teraz mam szansę wykazać się w tematyce ślubnej. Mam nadzieje, że nie będziecie mi mieć za złe, jeśli w najbliższym czasie na blogu pojawią się wpisy dotyczące tej tematyki. A tymczasem życzę Wam miłego i pogodnego dnia oraz dużo miłości i szczęścia, które będziecie czuć w każdym dniu roku. Najlepszego! :-)

Zapraszam na krótką historię pięknej miłości :-)
Poniższe wideo promuje również farbę do włosów Nectra Color od Schwarzkopf.
Jeśli macie ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o tej nowości na polskim rynku - zapraszam TUTAJ


czwartek, 6 lutego 2014

Poczułam wiosnę!

Trudno mi uwierzyć, że dzisiaj już czwartek! Dobiega końca mój urlop, który przeznaczyłam na ślubne przygotowania i poszukiwania tej jedynej sukienki. Jutro w końcu zapadnie ostateczna decyzja i jestem tym faktem podekscytowana! Przy okazji maratonu po salonach sukien ślubnych udało mi się odwiedzić centrum handlowe i poczyniłam małe wiosenne zakupy.


Brązowe mokasyny z Mohito wpadły mi w oko już w grudniu. Poprzednio były przecenione ze 159,99 zł na 79,99 zł, jednak dobrze, że dałam na wstrzymanie, bo teraz dorwałam ostatnią parę w moim rozmiarze za zaledwie 59,99 zł! Jestem z tego faktu bardzo zadowolona. Mokasyny są w całości wykonane ze skóry i mają ozdobny łańcuch w moim ulubionym kolorze złota.


Odwiedziłam także ukochany H&M!


W oko wpadła mi wiosenna ramoneska z łączonych materiałów. Jest świetna! 
Cena 149 zł (jednak z kuponem -25 % wyszło około 110 zł).


 Skusiłam się także na klasyczne szpilki w karmelowym kolorze. 
Cena 79 zł (jednak z kuponem -25 % wyszło około 60 zł).


 Mam te szpilki w kolorze czarnym i bardzo polecam :-)


Naszyjniki z Centro to w sumie łup z grudnia, ale nie miały jeszcze premiery na blogu ;-)


Podoba mi się dużo zapachów z Zary, ale ciężko tak na miejscu podjąć decyzje. 
Akurat te mini perfumy (15 ml) są na wyprzedaży za 9,90 zł, także wzięłam w ciemno.


Byłam również w Pepco. Oprócz skarpetek wybrałam sobie nowy kubek do pracy (6,99 zł). Czyż nie jest słodki? :-)


Jak zdobyć 25 % zniżki do H&M? KLIK
Aktualnie w H&M trwa promocja - na zakupy za minimum 100 zł uzyskujemy rabat 20 zł.
Jednak kupon zniżkowy z 25 % zniżki jest bardziej opłacalny! Promocje nie łączą się.


środa, 5 lutego 2014

Benefit, They`re Real Mascara

 Super trwała maskara wydłużająca, podkręcająca i pogrubiająca rzęsy! Wyjątkowa silikonowa szczoteczka, będąca połączeniem standardowej szczotki z krótkimi i długimi igiełkami, dokładnie pokrywa tuszem wszystkie rzęsy, wydłuża je i podkreśla. Zaokrąglona końcówka świetnie maluje nawet najkrótsze rzęsy, podnosi je od nasady aż po końce.


Z tuszami do rzęs od Benefit nie mam zbyt dobrych wspomnień. Zużyłam dwa opakowania maskary BADgal w kolorze brązowym i śliwkowym, jednak to nie było to. Miniaturę They're Real użytkuję ponad miesiąc czasu, a tusz nadal nie zgęstniał i jest dość mokry. Silikonowa szczoteczka ma niestandardowy kształt, ale jest bardzo wygodna. Maskara faktycznie jest w kolorze intensywnej czerni. Genialnie otwiera oko i unosi rzęsy. Zdecydowanie mocniej wydłuża, niż pogrubia. Niemniej jednak podoba mi się ten efekt. Rzęsy są podkreślone i widoczne. Maskara jest bardzo trwała, nie osypuje się w ciągu dnia, ani nie rozmazuje. Nawet demakijażowi poddaje się dość opornie. Nie jest to może efekt sztucznych rzęs, ale wyglądają przyzwoicie. Jestem zadowolona i nie dziwi mnie fakt, że ten tusz do rzęs ma tyle fanek na całym świecie. Jak Wam się podoba ten efekt?


Znacie They're Real Mascara



poniedziałek, 3 lutego 2014

Uzupełnienie zapasów kosmetycznych

Dzień dobry bardzo! Dawno u mnie nie było tego typu wpisu, ponieważ moje potrzeby kosmetyczne są bardzo ograniczone. Pierwszy raz od dawna spodobały mi się ceny kilku kosmetyków z gazetki drogerii Natura. No i nie mogłam się temu oprzeć...


W okresie zimowym uwielbiam długie i gorące kąpiele. Wiem, że nie jest to najzdrowsze, ale to dla mnie najlepszy sposób na relaks. Olejki do kąpieli z Green Pharmacy od dawna były na mojej liście zakupowej. Do wyboru jest siedem wersji zapachowych, ale w mojej drogerii były tylko dwa - mandarynka & cynamon oraz sandałowiec, neroli & róża (cena 5,99 zł). Skusiłam się także na sól kąpielową z Morza Martwego z DermaSel (cena 4,99 zł). Kupuję ją od czasu do czasu i według mnie jest świetna. Na półce z wyprzedażą dostrzegłam ziołowy płyn do kąpieli z eukaliptusem Herbamedicus (cena 0,99 zł). Wow ;-)


Będąc już przy półce z wyprzedażą zgarnęłam do koszyka kolejne kosmetyki w cenie 0,99 zł :-)
Dwa mydła w płynie Palmolive z mleczkiem migdałowy.


 Plus zapas mydła Palmolive o zapachu mleka i miodu (cena 0,99 zł)! Także trafiła mi się okazja :-)


Kupiłam także zapas ulubionych lakierów do włosów Nivea (cena 8,99 zł) oraz zabieg laminowania z Marion (cena 1,99 zł).


Skusiłam się również na rękawiczki oraz skarpetki SPA z Świt Pharma (cena 10,99 zł). Trochę dałam się nabrać, bo myślałam, że to zwykłe bawełniane rękawiczki i skarpetki nasączone w jakiś sposób magicznymi składnikami. A tymczasem są to produkty jednorazowe (coś jak złuszczające skarpetki). No cóż, mój błąd. W takim razie faktycznie to dość luksusowe SPA ;-)


Odwiedziłam także drogerię Rossmann. Uzupełniłam zapas ulubionych chusteczek do higieny intymnej Facelle (cena 2,99 zł). Wzięłam także sprawdzone mydło w płynie Isana o zapachu mango i pomarańcza (cena 2,99 zł). Dawno go nie miałam i już się stęskniłam za tym zapachem. W Cenie Na Do Widzenia znalazłam żel pod prysznic z Palmolive AromaTherapy (cena 5,09 zł). Aloesowy krem do depilacji z Bielendy jest świetny i regularnie do niego wracam (cena 7,29 zł). Podobnie z antyperspirantem Ziai (cena 5,89 zł). Na koniec drobna fanaberia, czyli rumiankowa pomadka do ust Alterra (cena 3,99 zł).


Miałam nie iść do Biedronki... To był mój ambitny plan. Ale czekając do lekarza miałam wybór - stać na mrozie lub wejść do sklepu. Świetne usprawiedliwienie, prawda? Wzięłam duże płatki kosmetyczne Carea (cena 2,99 zł) oraz dwie maseczki do włosów Biovax (cena 1,99 zł). Skusiłam się na kolagenowe płatki pod oczy z Purederm (cena 6,99 zł). Kiedyś je już miałam i były całkiem fajne [recenzja]. W działanie oczyszczających plastrów na nos raczej nie wierzę. Może jednak tym razem będzie inaczej z plastrami Purederm (cena 7,99 zł). Też byłyście na zakupach w Biedronce? Coś Wam ostatnio przybyło nowego? :-)